Prof. Joanna Narbutt: Musimy zacząć inaczej myśleć o chorobach dermatologicznych

Skóra to bardzo ważny i skomplikowany organ, który musi być przestrajany ogólnoustrojowo, ma również wyjątkową pamięć immunologiczną. Stosowanie preparatu miejscowego wyłącznie na wykwit skórny nie jest w stanie zablokować rozwijania się procesu chorobowego – mówi prof. Joanna Narbutt, kierownik Kliniki Dermatologii, Dermatologii Dziecięcej i Onkologicznej UM w Łodzi, krajowym konsultantem w dziedzinie dermatologii i wenerologii.

W marcu odbył się kongres Amerykańskiej Akademii Dermatologii, jedna z największych konferencji dermatologicznych na świecie. Jakie były najważniejsze doniesienia tam prezentowane? Czy widać, jak zmienia się dermatologia?

Doniesienia kongresowe pokazały, jak bardzo obecnie dermatologia się rozwija, zwłaszcza w kierunku leczenia systemowego wszystkich przewlekłych chorób o przebiegu zapalnym, takich jak łuszczyca, atopowe zapalenie skóry, wyprysk alergiczny, łysienie plackowate, bielactwo. Jednym z wiodących tematów było właśnie łysienie plackowate oraz bielactwo, ponieważ przez wiele lat – można powiedzieć – staliśmy w miejscu, jeśli chodzi o leczenie tych schorzeń. Obecnie ukazały się pierwsze wyniki badań klinicznych nowych cząsteczek, głównie inhibitorów kinaz janusowych. Wydaje się, że będą one światłem w tunelu dla pacjentów z tymi chorobami. To ważne, gdyż widzimy, że takich osób przybywa; schorzenia te zaczynają w coraz większym stopniu dotykać również populacji dziecięcej.

Przełomem jest również trend pokazujący, że co prawda w dermatologii nadal podstawą pozostaje leczenie miejscowe, przeciwzapalne, jednak w większości chorób będziemy stosować również leki ogólne, systemowe, m.in. biologiczne, które znajdują duże zastosowanie w medycynie.

W trakcie kongresu wiele sesji było poświęconych relacji pacjent-lekarz, poprawie przestrzegania zaleceń terapeutycznych przez pacjenta, holistycznej opiece nad chorymi. Przewlekłe choroby skóry, również z powodu stygmatyzacji, która się z nimi wiąże, mają bardzo negatywny wpływ na jakość życia, funkcjonowanie zawodowe, społeczne. Mówiło się o tym już od pewnego czasu, obecnie jednak przykłada się do tego coraz większą wagę. Pomaga to spojrzeć na pacjenta w sposób holistyczny.

Dermatologia idzie w bardzo ciekawym kierunku, będzie wymagała od nas zdobywania wiedzy na temat farmakoterapii, działań niepożądanych, stosowania leków dermatologicznych łącznie z terapiami przyjmowanymi przewlekle przez pacjenta z powodu innych schorzeń. Bardzo rozwija się również medycyna estetyczna, która w dużej części jest działką dermatologii. Zabiegi z zakresu medycyny estetycznej nie są już wykorzystywane wyłącznie w celu poprawienia urody, ale również mocno wspomagają kurację dermatologiczną. Przykładem jest ciężki trądzik, po którego wyleczeniu często pozostają blizny. Obecnie są już możliwości z zakresu medycyny estetycznej, głębokie pilingi, laseroterapia, które dopełniają farmakoterapii, by podnieść jakość życia pacjenta. Jest to wręcz element leczenia.

Coraz większą rolę w leczeniu dermatologicznym odgrywa leczenie systemowe. Oznacza to, że choroba skóry nie jest „tylko” chorobą skóry? Choruje cały organizm?

Skóra ma swój własny układ immunologiczny i własny układ endokrynologiczny – to również są odkrycia ostatnich lat. Coraz więcej dowiadujemy się na ten temat. Skóra to bardzo ważny organ, który musi być przestrajany ogólnoustrojowo, gdyż stosowanie preparatu miejscowego wyłącznie na wykwit skórny nie jest w stanie zablokować rozwijania się procesu chorobowego. Niestety, nawet wielu lekarzy, którzy nie są dermatologami, postrzega wykwity na skórze jako coś, co wystarczy posmarować i powinno zniknąć. Tak nie jest. Skóra ma wyjątkową pamięć immunologiczną, jest bardzo skomplikowanym organem.

Również pacjentom pewnie często trudno wytłumaczyć, że konieczne jest przewlekłe leczenie. A nie jest łatwo stosować się do zaleceń przez miesiące i lata…

Musimy zmienić myślenie o chorobach dermatologicznych. Jeśli pacjent choruje na cukrzycę, to wie, że przez całe życie konieczne jest przyjmowanie leków albo insuliny. Choroby skóry przez wiele lat były postrzegane jako zmiany na skórze,  które pojawiły się i trzeba się ich pozbyć. Pacjenci nie rozumieją, że to przewlekłe choroby, często trwające przez całe życie. Nie potrafimy dziś wyleczyć łuszczycy czy atopowego zapalenia skóry; możemy jednak wprowadzić pacjenta w remisję, stosować niskie dawki leków, nawet próbować je na jakiś czas odstawić, licząc, że na tyle przestroiliśmy immunologicznie skórę, że da sobie ona przez pewien czas radę.

Dużym problemem jest też to, że wiele chorób dermatologicznych dotyczy młodych dorosłych, a także populacji dziecięcej.

Dzieciom i młodzieży szczególnie trudno przestrzegać zaleceń i pogodzić się z tym, że choroba może trwać przez całe życie…

To prawda, trudno im przestrzegać zaleceń, jeśli konieczne jest codziennie stosowanie leczenia miejscowego, a często tak właśnie jest. To duży problem psychologiczny. Problemem jest również stygmatyzacja, zwłaszcza w przypadku dzieci i młodzieży. Wszędzie panuje kult bycia pięknym, a cóż bardziej widać niż skórę i włosy?

Mówiła Pani o przełomach, jakie pojawiają się, jeśli chodzi o leczenie łysienia plackowatego, bielactwa, ale również, że te problemy coraz częściej dotykają dzieci. Dlaczego tak się dzieje?

To choroby o podłożu autoimmunologicznym, ich liczba wzrasta, podobnie jest z innymi chorobami o podłożu autoimmunologicznym, jak np. cukrzyca typu 1. Na pewno dużą rolę odgrywają czynniki genetyczne, jednak również środowiskowe, jak infekcje, przewlekły stres, być może również bardziej modyfikowana żywność. Dużą wagę przykładałabym do przewlekłego stresu, który towarzyszy nam wszystkim od najmłodszych lat. To jeden z uznanych czynników wywołujących choroby autoimmunologiczne.

Na pewno lepiej dziś też diagnozujemy choroby skóry, lepsza jest też dostępność do specjalistów, większa świadomość pacjentów, że można coś z danym problemem zrobić, bardzo rozwija się też farmakoterapia. Wszystko to powoduje, że pacjentów przybywa.

Jak ocenia Pani dostęp w Polsce do najnowocześniejszych terapii dermatologicznych?

Bardzo dużo w ostatnim czasie się zmieniło, największy sukces dotyczy leczenia łuszczycy. Obecnie mamy już duże portfolio nowoczesnych leków refundowanych, choć jest jeszcze kilka rzeczy, które chcielibyśmy zmienić i mam nadzieję, że uda się to w miarę szybko. Zależy nam na zmianach w już istniejących programach lekowych, na możliwości zwiększenia liczby leków do leczenia łuszczycy u dzieci. W AZS mamy refundację dupilumabu, pierwszego leku biologicznego, który jest absolutnym przełomem i będzie złotym standardem w leczeniu tej choroby. Na razie mamy jego refundację tylko w leczeniu osób dorosłych, mam jednak nadzieję, że w tym roku uda się go zrefundować przynajmniej jeszcze dla młodzieży, ponieważ w tej grupie szczególnie ważne jest dobre leczenie i pomoc. Walczymy nie tylko o skórę, ale też o zdrowie psychiczne.

Jakie są więc największe wyzwania jeszcze na ten rok?

Mamy nadzieję na ostateczne zniesienie pewnych granic administracyjnych w programach lekowych, przede wszystkim zniesienie przerwy w leczeniu; chcielibyśmy zwiększyć portfolio leków dla dzieci w łuszczycy, wprowadzić dupilumab dla młodzieży: te kwestie są najważniejsze. W wielu krajach świata pacjenci mają dostęp także do innych nowoczesnych leków, m.in. inhibitorów kinaz janusowych; liczymy na to, że one również wejdą do leczenia. Zdajemy sobie jednak sprawę, że ze względu na cenę może to być problemem.

Refundacja nowych leków, w tym biologicznych, dotyczy zwykle pacjentów chorujących na łuszczycę czy AZS. W wielu krajach te bardzo nowoczesne leki są stosowane off labell, poza wskazaniami, także w innych chorobach skóry. To drogie leki, a terapia jest przewlekła, pacjentów nie stać na ich zakup. Firmy występują o refundację zgodnie z charakterystyką produktu leczniczego, jednak ChPL jest opracowana na podstawie badań klinicznych, a dla małych grup pacjentów takie badania często nie są wykonywane. Muszę jednak zaznaczyć, że z roku na rok mamy coraz więcej pieniędzy przeznaczanych w ramach Funduszu Medycznego dla szpitali o trzecim poziomie referencyjności, możemy też korzystać z Ratunkowego Dostępu do Technologii Lekowych, procedura jest dużo prostsza niż kilka lat temu. Dlatego dziś mamy dużo większe możliwości, by pacjentowi pomóc.

Polska dermatologia dziś nie odbiega od światowej?

Zdecydowanie jesteśmy na światowym poziomie. Mamy dostęp do wiedzy, możliwość uczestniczenia w kongresach naukowych, wiemy, jak pokierować pacjenta. W Polsce toczy się dużo badań klinicznych, które dają pacjentom dostęp do nowoczesnych terapii, często z nich korzystają, są to badania wieloośrodkowe, trzeciej fazy, bardzo dobrze monitorowane. Pacjenci są coraz bardziej świadomi korzyści z badań klinicznych, często sami ich poszukują.

Jak epidemia COVID-19 zmieniła leczenie chorób skóry?

Na początku pandemii wszyscy zachwycili się telemedycyną w dermatologii, przyznam jednak, że nie mam z nią zbyt dobrych doświadczeń. We wszystkich chorobach przewlekłych pacjenci kontynuujący leczenie i będący w stabilnym stanie mogą kontaktować się poprzez telemedycynę z lekarzami, szczególnie, jeśli byłoby to możliwe poprzez wideoczaty. Jeżeli jednak chodzi o wizyty pierwszorazowe, to teleporady w dermatologii zupełnie się nie sprawdzają. Mieliśmy przypadki na początku pandemii, kiedy np. lekarz zalecał leczenie na trądzik – bo tak wynikało z opisanych objawów – a po kilku dniach pacjent przyjeżdżał na izbę przyjęć i okazywało się, że choruje na półpaśca.

Teleporady mogą mieć swoje miejsce w leczeniu, jednak prawdziwa medycyna face to face pozostanie. Tym bardziej, że wiemy, jak ważne jest holistyczne podejście do pacjenta, wysłuchanie go, przekonanie do leczenia.

Na początku pandemii dużo mówiło się o zmianach skórnych towarzyszących COVID-19. Czy dziś jest już opisywana nowa jednostka chorobowa, jak pocovidowe zmiany skórne?

W przebiegu zakażenia SARS-CoV-2 występowały zmiany skórne, nie były one bardzo odmienne od występujących w przebiegu innych chorób wirusowych. Najczęstszym problemem jest obecnie łysienie pocovidowe – to klasyczne łysienie poinfekcyjne. U niektórych pacjentów faktycznie utrata włosów była duża. Dobrą wiadomością jest jednak to, że po kilku miesiącach następuje odrost włosów.

Skóra to bardzo ważny i skomplikowany organ, który musi być przestrajany ogólnoustrojowo, ma również wyjątkową pamięć immunologiczną. Stosowanie preparatu miejscowego wyłącznie na wykwit skórny nie jest w stanie zablokować rozwijania się procesu chorobowego.



Rozmawiała: Katarzyna Pinkosz

Podobne wiadomości

Nie ma możliwości dodania komentarza